Te tajmienie … niby mało mało waleczne, niby łowienie mało ekscytujące, a jednak są marzeniem wędkarzy z całego świata. Nie potrzeba długo rozmyślać, aby zrozumieć czemu tak jest, wystarczy spojrzeć na tę rybę oraz na środowisko w jakim przebywa – ta morda nie może kłamać, to prawdziwy „forfiter, predator, piękny” i do tego polujący na końcu świata, w miejscach tak klimatycznych, że zapadają w pamięci do końca życia. Swoje pierwsze tajmienie miałem okazje łowić w przepięknej Mongolii i już zawsze z rozrzewnieniem będę wspominał ten „mój pierwszy raz” 🙂 Była powtórka na dalekiej Plateau Putorana – wyjazd pełen przygód, ale niestety wędkarska klapa. Minęło kilka lat i postanowiłem ponownie spotkać się z królem syberyjskich rzek …
Tym razem organizacyjnie wszystko było zapięte na ostatni guzik, ale nie może być inaczej, gdy wyjazd nadzoruje Krzysiek Zieliński. Nawet żywienie było lepsze niż na niejednych wczasach „all inclusive” … ot taki specyficzny extreme 😉 Żeby jednak nie wydawało Wam się, że było łatwo … nie było. Już samo dotarcie na łowisko stanowiło prawdziwe wyzwanie. Zaczęło się od samolotów:
- szybki lot do Frankfurtu
- troszkę dłuższy do Moskwy
- długi do Kraju Chabarowskiego (prawie 9 godzin)
Następnie zakupy, czyli misja pod tytułem „ile butelek na głowę?” i można było ładować się do autobusiku, który pamiętał jeszcze dawny ustrój. Musieliśmy się z nim polubić, ponieważ miał nas gościć przez następne 15 godzin.
Chwilami bus odmawiał posłuszeństwa, ale kierowcy i ich maszyny w tym rejonie świata potrafią się „dogadać”. Brak jakiejkolwiek elektroniki to niepodważalny atut – wystarczą narzędzia, zdolności manualne i wiedza, żeby ożywić pojazd na nowo.
Jechaliśmy mijając nieliczne wioski oraz kopalnie, które totalnie dewastują okoliczne środowisko.
Podróż autobusem trwała aż do końca drogi, gdzie czekał na następny środek transportu – wiezdiechod, czyli wóz pancerny na gąsienicach. Jego zadaniem było przewiezienie nas przez góry po totalnych bezdrożach w bagatelka 10 godzin 🙂
Całą drogę spędziliśmy na dachu oprócz krótkiego odcinka pod bardzo stromą górę.
Na szczycie zrobiliśmy sobie krótką przerwę aby popodziwiać widoki i trochę się posilić.
Z górki jednak było już łatwiej i mogliśmy delektować się dość ekstremalnym przejazdem.
Wszędołaz radził sobie nie tylko w górach, ale także bezproblemowo przejeżdżał rzeki.
Na miejsce dotarliśmy już w kompletnych ciemnościach, ale to nie był koniec przygód tego dnia … 🙂
Tyle czasu czekałem na tą relację , a Ty serwujesz tylko przystawkę.
Jeszcze bardziej rozpaliłeś moją ciekawość. Zwłaszcza ,że już początek jest niesamowity. Daniel ,co było dalej?
Super wyprawa piękne widoki czekam niecierpliwie na dalszą część relacji