WPC 23 za nami, a więc czas na relację 🙂
Jak nam poszło w tym roku? Przyzwoicie, aczkolwiek nie wszystko wypaliło, a w tych zawodach nie ma miejsca na pomyłki, czy niefart. Wszystko musi pójść idealnie, aby liczyć na bardzo dobre miejsce.

Mieliśmy kilka dni na treningi, a więc był czas na oswojenie się z wodą i obmyślenie strategii. Pod sam koniec nawet udało nam się wstrzelić w okonie. Jednak pogoda spłatała nam figla i mega wichury przed zawodami spowodowały nie tylko przesunięcie startu o dzień, ale także zamieszały mega wodą. Wiele ekip skarżyło się, że ryby zmieniły miejsca i zachowania. Nam ciężko to stwierdzić – sandacze i szczupaki dopisały nam tak samo na zawodach jak i na treningach, za to okonie totalnie nam się wyłączyły. Jesteśmy przekonani, że nadal były na miejscówkach, ale metody z treningów przestały działać. Może to wcale nie była kwestia wiatru, ale po prostu nagłej presji wędkarskiej.

Pierwszego dnia mieliśmy bardzo dobre łowienie i ostatecznie sporo pecha. Złowiliśmy piękne sandacze do karty – 84, 78 i 68 – przyzwoitego szczupaka 75 oraz wielkiego okonia 50 cm. Niestety okoń wyjęty był tylko jeden, a na kiju miałem jeszcze 2 plus kilka brań. Te dwa spady dałyby nam pierwsze miejsce ze sporym zapasem. Trochę to za mną chodziło, ponieważ nie często się zdarza zacząć z takim przytupem. Jednak następne dni szybko pozwoliły mi zapomnieć, ponieważ z dnia dzień szło nam już tylko …

… gorzej 🙂
Drugi dzień zaczęliśmy podobnie, ale z tą różnicą, że okonie już nam nie brały. Straciliśmy na nie kilka godzin i popołudniu w panice zaczęliśmy łowić sandacze, które już tak dobrze nam nie brały jak dzień wcześniej i musieliśmy się trochę natrudzić, żeby złowić 3 przyzwoite sztuki: 70, 65, 60. Szczupaka złowiliśmy w 5 minut, ale bardzo małego – 57 cm. Mieliśmy jeszcze czas, żeby znowu wrócić do okoni, ale niestety nie złowiliśmy żadnego 🙁

Ostatni dzień to słońce, flauta i upał. Wiedzieliśmy, że będzie trudno, ale twardo znowu poszliśmy w okonie z rana. Nawet jeden się uczepił, ale spadł mi po kilku bujnięciach. A więc powtórka z dnia poprzedniego – lecimy na sandacze. Tylko tym razem czekała nas prawdziwa męka. Ryby znaleźliśmy, ale wyjątkowo małe. Dłubaliśmy sztuki okołowymiarowe, a większe jakby wymiotło. Ostatecznie skończyliśmy dzień z pieskami w okoliach 50 cm, czyli bardzo mizernie. Przy okazji trafiliśmy tak samo małego szczupaczka i na koniec dnia rzutem na taśmę okonka 32 cm.

Tak jak napisałem – wynik przyzwoity, wstydu nie ma – 36 miejsce na 88 ekip, ale po treningach liczyliśmy na trochę więcej, bo wydawało nam się, że przed samymi zawodami już powoli rozgryźliśmy okonie, ale wędkarstwo pokazało nam, że jak zwykle jest nieprzewidywalne. Tak czy siak, bawiliśmy się świetnie i planujemy powtórkę za rok 🙂