Mimo że mieszkaliśmy nad samą rzeką, to jak już wspominałem, warunki do łowienia na muchę nie były za dobre – bardzo ciężko było skusić ryby do brania. Postanowiliśmy więc próbować także na innych rzekach, a że byliśmy po raz pierwszy w Kolumbii Brytyjskiej, musiało paść na legendarną Bulkley. Jak się później okazało – nie żałowaliśmy. Woda była trochę podniesiona i lekko mętna. Steelheady w tych warunkach nie tylko były aktywniejsze, ale o dziwo zdecydowanie waleczniejsze. Może to także kwestia większej i nieprzełowionej rzeki, czyli po prostu łowiliśmy ryby, które jeszcze nie były holowane przez innych wędkarzy. Mieliśmy okazję zmierzyć się z prawdziwymi „szatanami” 🙂

Zanim jednak oddaliśmy pierwsze rzuty, sporo czasu poświęciliśmy na podziwianie przepięknej okolicy i samej rzeki.

 

Co prawda skuszenie steelheada na muchę nadal sprawiało nam sporo problemów, ale kilka sztuk udało się przechytrzyć. Miałem nawet dzień konia z kilkoma rybami na kiju, w tym jedną która wybrała mi praktycznie cały podkład z kołowrotka uciekając z nurtem rzeki. Próba siłowego zatrzymania klamota skończyła się spinką…

To nie była jedyna ryba, która wygrała ze mną podczas holu na tej rzece, ale najbardziej zapamiętana. Na szczęście udało się wyholować kilka sztuk na pocieszenie, w tym tę pięknotę:

Tak czy siak spinning nadal był kilkukrotnie skuteczniejszy i to właśnie na tę metodę złowiliśmy najwięcej ryb.

Miałem też przyjemność zawalczyć z niebywale silną samicą (wcale niezbyt wielką), która wielokrotnie wybierała z niezwykłą prędkością po kilkadziesiąt metrów żyłki.

Dźwięk jaki wydawał sprzęt w tym momencie był dość niespotykany. Jak się później okazało … żyłka się zmatowiła od przegrzania i dość mocno tarła o przelotki. Po zakończonym holu nadawała się jedynie do wyrzucenia. Pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją i od razu przesiadłem się na plecionkę. Oczywiście aby uniknąć przetarcia o kamienie wiązałem na końcu długi (3 metrowy) przypon z bardzo grubej żyłki.

… a sprzęt musiał być solidny , bo brały nam takie klamoty:

Jednak czasem trzeba mieć fart w życiu, a Mateusz do pechowców nie należy …

i mimo tak uzbrojonego wędziska udało mu się wyjąć dużą rybę 🙂 Na szczęście zaraz po holu zauważył „usterkę” i przewiązał zestaw jeszcze raz.

Może właśnie dzięki temu udało mu się wyholować swoją 95 centymetrową życiówkę.